wtorek, 30 czerwca 2015

KANSAS Point of Know Return

Japońskie wydanie 25AP 789 CBC Sony Inc. Kirshner rok 1977.

KANSAS Point of Know Return

Rock progresywny w USA nie był tak popularny jak w Wielkiej Brytanii. Anglicy mieli Genesis, Emerson, Lake and Palmer czy Yes, natomiast odpowiedzią Amerykanów była właśnie grupa Kansas. Bogate brzmienie oparte na obecności w składzie skrzypiec, dwóch gitar prowadzących, symfonicznego brzmienia instrumentów klawiszowych, łagodnie brzmiącego i silnego śpiewu oraz na rozbudowanej ornamentyce. Dołączyć do tego należy interesujące liryczno-filozoficzne teksty.

KANSAS Point of Know Return

Lista utworów:
Wszystkie utwory napisali Kerry Livgren i Steve Walsh, oprócz tych w których wyszczególniono inne osoby.
"Point of Know Return" (Phil Ehart, Robby Steinhardt, Steve Walsh) – 3:13
"Paradox" – 3:50
"The Spider" (Walsh) – 2:05
"Portrait (He Knew)" – 4:38
"Closet Chronicles" – 6:31
"Lightning's Hand" – 4:24
"Dust in the Wind" (Livgren) – 3:28
"Sparks of the Tempest" – 4:18
"Nobody's Home" – 4:40
"Hopelessly Human" (Livgren) – 7:17

KANSAS Point of Know Return

Skład zespołu:
- Phil Ehart – perkusja
- Dave Hope - gitara basowa
- Kerry Livgren – gitary, instrumenty klawiszowe
- Robby Steinhardt – skrzypce, śpiew, wokal prowadzący w "Lightning's Hand", Sparks Of The Tempest" i "Hopelessly Human"
- Steve Walsh - instrumenty klawiszowe, śpiew
- Rich Williams – gitary elektryczne

KANSAS Point of Know Return

Osobiste wrażenia z przesłuchania płyty:

Nie wszystkie nowatorskie pomysły w muzyce się przyjmują. Niektóre brzmią wręcz śmiesznie. Zawsze jest ryzyko przy wprowadzaniu nowych instrumentów do znanych kierunków muzycznych. Tak jest w przypadku Kansas. Wprowadzili do muzyki rockowej brzmienie skrzypiec. Wydawać by się mogło, że rock jak żywy organizm wydali z siebie to obce ciało jak drzazgę. Stało się inaczej, skrzypce w utworach Kansas znakomicie wpasowały się w klimat rockowy, stały się znakiem rozpoznawczym zespołu. Ani przez chwilę nie wyczułem, że skrzypce są nie na miejscu. Ryzyko się opłaciło, całość brzmi świetnie. Brzmienie wczesnych lat 80-tych i to poszukiwanie brzmień, pomysłowość i eksperyment. Wszystkie te cechy moim zdaniem towarzyszyły w tym czasie wszystkim twórcom tak zwanego rocka progresywnego. Nie było to powielanie tylko tworzenie. Takich płyt nie można przesłuchać tylko raz, to kawałki, które zyskują przy kolejnych przesłuchaniach. Moja przygoda z Kansas nie ograniczy się raczej do tego jednego krążka, narobili mi apetytu na siebie. Stan płyty i okładki – ideał.

KANSAS Point of Know Return

PŁYTA: NM, (NEAR MINT)
BLISKA IDEAŁOWI, BYŁA ODTWARZANA, ALE Z NAJWIĘKSZĄ DBAŁOŚCIĄ. MOŻE SIĘ POJAWIĆ ODCISK PALCA LUB "PAPIERÓWKA" BEZ WPŁYWU NA ODTWARZANIE.

OKŁADKA: NM, (NEAR MINT)
W STANIE BLISKIM IDEAŁOWI, WYJĘTA Z FOLI LECZ BEZ WIĘKSZYCH ŚLADÓW UŻYTKOWANIA. MOGĄ POJAWIĆ SIĘ MINIMALNE OTARCIA LUB ZAGIĘCIA NAROŻNIKÓW DO 5mm.

KANSAS Point of Know Return

Zdjęcia real. Płytę mogę sprzedać, ale nie taniej niż 240.00 zł

KANSAS Point of Know Return
 

sobota, 20 czerwca 2015

PHIL COLLINS Face Value



Japońskie wydanie jedynki Phila P-10984A Atlantic Records rok 1981.

PHIL COLLINS Face Value

Pierwsza solowa płyta Phila Collinsa. Oczywiście nie jest to już Genesis, zwłaszcza ten z wczesnego okresu, ale jest to POP w doskonałym wydaniu.Świetne brzmią po trzydziestu latach te kawałki. Rozpoczyna oczywiście niesamowicie klimatyczny „In The Air Tonight” z potężną kanonadą Phila na elektronicznej perkusji. Ten kawałek zyskał w 1981 roku niesamowitą popularność i pewnie dzięki temu Phil zdecydował się na kontynuowanie solowej kariery. No i pewnie też dlatego wzrosło znaczenie Phila w macierzystej trójce Genesis i jej muzyka skierowała się ... hmm , no wiadomo gdzie.

PHIL COLLINS Face Value

Większość piosenek nagranych na niej powstała pod wpływem bólu, jaki odczuwał Collins po rozwodzie. Album bardzo dobrze przyjęty zarówno przez krytykę, jak i przez zwykłych słuchaczy.

Pod koniec piosenki "Tomorrow Never Knows", ostatniego utworu na płycie, można usłyszeć Collinsa śpiewającego "Over the Rainbow" - piosenkę pochodzącą z filmu Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Ukryty utwór zaczyna się w 4:14 minucie piosenki, kończy w 4:43, później Collins mówi: "OK" i całe nagranie kończy się w 4:50 minucie. (Collins mówił w wywiadach, że zazwyczaj rozgrzewał tą piosenką struny głosowe przed nagraniem i postanowił dodać ją jako ukryty żart.)

PHIL COLLINS Face Value

UTWORY:
"In the Air Tonight"
"This Must Be Love"
"Behind the Lines"
"The Roof is Leaking"
"Droned"
"Hand in Hand"
"I Missed Again"
"You Know What I Mean"
"Thunder and Lightning"
"I'm Not Moving"
"If Leaving Me Is Easy"
"Tomorrow Never Knows", /"Over the Rainbow"

PHIL COLLINS Face Value

Osobiste wrażenia z przesłuchania płyty:

Właśnie dzięki takim muzykom lubię pop. Takie płyty ten pop w najwyższym wydaniu tworzyły. Jak na debiut płyta za dobra ;) Ale wiemy o Genesis, więc do końca to debiut nie jest. Bardzo nostalgiczne kawałki ale też z „zębem”, który słychać w perkusji. Specyficzny wokal Collinsa pokochało wielu ludzi, należę do nich.  Phil potrafi czarować nostalgicznymi nutami, potrafi tez ruszyć moją nogą do rytmu. To płyta z rzędu tych, które można słuchać na okrągło, odkładać i znowu do niej wracać. Ta muzyka mimo ogrania nie nudzi się. Wszystko jest niby banalne jak to POP, a jednak ma w sobie jakiś narkotyk. Nie będę zbyt odkrywczy stawiając Collinsa w czołówce muzyków nie tylko popowych, ale muzyków w ogóle.  Wielki talent. Niestety lata lecą, myślę, że muzycy nie powinni śpiewać do śmierci, bo gubi się gdzieś ta niezapomniana chwila która przeżywaliśmy przy słuchaniu płyt. Oglądałem ostatnio jakiś niedawny recital Phila i powiem Wam, ze to już nie ten sam Phil. Ja go będę pamiętał z takich płyt jak „Face Value”. Wspaniały wokalista ale i muzyk. Myślę, ze na takim instrumencie jak perkusja trudno odnaleźć własny wyróżnik, jednak Jemu się udało, perkusje u Collinsa brzmią bardzo charakterystycznie. Osiągnął wiele będąc wielokrotnie na pierwszych miejscach najważniejszych list przebojów. Na mojej liście też jest w samym czubie. Stan płyty i okładki bardzo dobry.

PHIL COLLINS Face Value

PŁYTA: NM, (NEAR MINT)
BLISKA IDEAŁOWI, BYŁA ODTWARZANA, ALE Z NAJWIĘKSZĄ DBAŁOŚCIĄ. MOŻE SIĘ POJAWIĆ ODCISK PALCA LUB "PAPIERÓWKA" BEZ WPŁYWU NA ODTWARZANIE.

OKŁADKA: NM, (NEAR MINT)
W STANIE BLISKIM IDEAŁOWI, WYJĘTA Z FOLI LECZ BEZ WIĘKSZYCH ŚLADÓW UŻYTKOWANIA. MOGĄ POJAWIĆ SIĘ MINIMALNE OTARCIA LUB ZAGIĘCIA NAROŻNIKÓW DO 5mm.

PHIL COLLINS Face Value

Zdjęcia real. Płytę mogę sprzedać, ale nie taniej niż 245.00 zł

PHIL COLLINS Face Value

sobota, 13 czerwca 2015

Jakie kolumny głosnikowe wybrać

Postanowiliśmy z kolegą Marcinem, przetestować kilka sprzętów a zwłaszcza kolumny głośnikowe. Altusy, na których słuchałem płyt nie brzmiały dobrze, nawet po zmianie dużego głośnika na Dibeisi o dużo lepszych parametrach. Kolumna to całość, skrzynia, zwrotnica i głośniki, wymiana samych głośników jest bez sensu, zwyczajnie lepszy głośnik może nie pasować do pojemności skrzyni i osiągów zwrotnicy. Moje Altusy mam wrażenie po tej zmianie graja jeszcze gorzej, brak basu, a soprany za ostre. Altusy to estradowce i mają z założenia grać głośnie a nie koniecznie dobrze i tak jest w istocie. Kupiłem je z sentymentu, bo będąc młodzieńcem marzyłem o Altusach jak wszystkie chłopaki z klasy. Już czas jednak pożegnać się z Altusami. Na poczatek przytargałem z salonu JBL.


I co się okazało? Ano JBL grają lepiej i to o niebo lepiej. Jak w ogóle mogłem słuchać Altusów??!! Cholera wszystkie płyty muszę teraz przesłuchać od nowa ;) W JBL podoba mi się przede wszystkim bas, o takim pomruku przy Altusach nie było nawet mowy. Przy JBL wkroczyłem na nową drogę życia, ale to nie koniec, bo Marcin przytargał (co za determinacja) swoje skrzynki Audio Academy. I znowu zamiana kabelków i słuchanie.



Po przesłuchaniu znanej nam na pamięć "Wish You Were Here" Marcin stwierdził, że pierwszy raz usłyszał taką gitarę. To nie sprawa głośników, bo to jego własne. Chodziło tym razem o wzmacniacz lampowy, którego Marcin nie ma.


Marcinowi zapaliły się oczka, można było podejrzewać, że lampa w jego domu to już fakt ;) Dla pewności przytargał (szczyt determinacji) kilka sprzętów, żeby przy okazji porównać wzmacniacze.



Zmienianie wzmacniaczy z kolumnami w przeróżnych konfiguracjach zajęło nam kilka godzin. Ledwo nadążałem wyciągać płyty ;)


Byłem tak zaaferowany testami, że nie zrobiłem Marcinowi ani jednej fotki, pozwole sobie zatem wstawić Jego stare zdjęcie, żeby było wiadomo o kim mowa ;)


Ale najważniejsze są wnioski jakie wyciągnęliśmy:

Po pierwsze CD nie jest złym nośnikiem, ale brakuje tu pyknięć i poszumu winyla. Mimo dobrych parametrów odsłuchowych CD nie ma duszy. Sterylność i doskonałość to kuriozalnie największe wady CD. Wyciąganie winyla z okładki i umieszczanie go z namaszczeniem na gramofonie to ceremonia godna królów, a wyciąganie CD z plastikowego pudełeczka... Cóż, dla mnie to słabe ;) Wybieram wiec winyl.

Po drugie, wzmacniacz lampowy bije na głowę wzmacniacze bez lampowe ;) Nie wiem na czym to polega, ale przy żadnym z testowanych wzmacniaczy nie usłyszeliśmy takiej sekcji rytmicznej jak na lampie. Na tranzystorowcach stopa zwyczajnie nie brzmi, wręcz nie ma jej wcale. Na lampie stopa perkusji dosłownie wbija się w brzuch, nie ma żadnego porównania, zdecydowanie stawiam na lampę. Oczywiście dobry tranzystor może być lepszy od kiepskiej lampy. Nie mieliśmy do testów za dużo urządzeń, ale na podstawie tego co mieliśmy stwierdzam definitywnie, że jeśli wzmacniacz to tylko lampowy. Być może chodzi tu o pogoń za wyciszaniem szumów własnych wzmacniacza. Przy tej okazji wycisza się też przeróżne dźwięki muzyki. Lampa wali tak jak jest, kawę na ławę, bez ceregieli, bez filtrów i wygładzeń i to jest piękne.

Po trzecie - Kolumny głośnikowe to wybitnie indywidualna sprawa. Na kolumnach Marcina faktycznie gitara Pink Floyd brzmiała kompletnie inaczej niż na JBL, natomiast na JBL bardziej podobały mi się doły. Marcin jednak twierdzi, że takie fajne doły są nie naturalne ;) Na koncertach takich nie ma. Mamy więc nieco inne upodobania. Dla mnie przydałoby się combo, czyli góry z kolumn Marcina a doły z JBL.

Po tych trzech wnioskach Marcin postanowił kupić lampę, i obaj postanowiliśmy zrobić sobie sami kolumny głośnikowe. Może to i wariactwo, ale kto powiedział, ze jesteśmy normalni? Mamy już ciekawy link z projektami ale przed nami jeszcze długa droga. Być może wyjdzie nam cos takiego:


Mało w tej mojej notce wiedzy dla czytających. Pamiętajcie jednak, że nie jestem żadnym fachowcem. Nie mam misji pisania elaboratów technicznych. Dużo wiedzy jest w Internecie i każdy może do niej dotrzeć. Ja tylko słucham sobie muzyki i poszukuję sposobów na słuchanie jej jeszcze przyjemniej. Na teraz pozostaje przy JBL, Altusów juz nigdy więcej nie odważę sie słuchać ;)



wtorek, 9 czerwca 2015

QUEEN Hot Space



Japońskie wydanie P-11204 Ecectra/Asylum Records rok 1981.

QUEEN Hot Space

Dziesiąty album Queen.

QUEEN Hot Space

Tą płyta chłopcy z Queen podzielili swoich fanów. Zachęceni sukcesem poprzedniej płyty ( The Game) poszli jeszcze dalej w disco , popowe, funkowe klimaty. Fanom starego rockowego Queen nie za bardzo się to spodobało.

QUEEN Hot Space

Z perspektywy czasu jednak albumu słucha się znakomicie. Typowe brzmienia lat osiemdziesiątych. Kilka świetnych przebojów : „Under Preassure” ( współpraca z Davidem Bowie) , Las Palabras De Amore ( któż z obecnych 40 latków nie pamięta tego hitu) czy Back Chat – stanowią o sile tego albumu. No i 5 mln sprzedanych kopii.

QUEEN Hot Space

UTWORY:
Strona 1
    "Staying Power" (Mercury) – 4:10
    "Dancer" (May) – 3:46
    "Back Chat" (Deacon) – 4:31
    "Body Language" (Mercury) – 4:29
    "Action This Day" (Taylor) – 3:32
Strona 2
     "Put Out the Fire" (May) – 3:18
    "Life Is Real (Song For Lennon)" – (Mercury) 3:28
    "Calling All Girls" – (Taylor) 3:50
    "Las Palabras de Amor (The Words of Love)" – (May) 4:26
    "Cool Cat" – (Deacon & Mercury) 3:26
    "Under Pressure" – (Queen & David Bowie) – 4:02

QUEEN Hot Space

TWÓRCY:
    Freddie Mercury – wokal, fortepian, syntezatory
    Brian May – gitary, programowanie, syntezatory, wokal
    John Deacon – gitara basowa, gitara, syntezatory
    Roger Taylor – perkusja, programowanie, wokal, gitara w "Calling All Girls", syntezatory
Współpraca
    Reinhold Mack: klawisze (programowanie) ("Action This Day")
    David Bowie: wokal w "Under Pressure"
    Arif Mardin: programowanie, aranżacja i produkcja ("Staying Power")

QUEEN Hot Space

Osobiste wrażenia z przesłuchania płyty:

Może i poszli na tej płycie nieco w dyskotekę, może nie ma tu już zbyt dużo rockowego brzmienia. Ale to w dalszym ciągu legendarny Queen. Wokal Freddiego jest tak niepowtarzalny, że nie da się go nie rozpoznać, bez Niego nie ma Queen. Zespół dorobił się też własnego brzmienia, mówię zwłaszcza o brzmieniu gitar i bardzo specyficznych i częstych chórkach. Kompozycje są charakterystyczne dla Queen, nie banalne i w pewnym sensie poszarpane. Queen wniósł do muzyki coś nowego, poprzestawiał nieco zwrotki z refrenami. Pokazał, że nawet w zwykłej piosence nie wszystko musi być poukładane „po Bożemu”. Lubię wrzask Freddiego, lubię te ich niesforne kawałki. Może wole ich rockową odsłonę z mocnymi gitarami, ale i ta wersja soft jest jak najbardziej do słuchania. Na płycie wiele hitów, które do dziś można usłyszeć w radiu. Kapele, które mogły by nagrać jeszcze wiele dobrego już nie grają, za to pełno jest grających kapel, które nigdy nie powinny brać się za granie ;) Samo życie. Reasumując uważam, ze bez Queen nie ma muzyki lat osiemdziesiątych, to jeden z jej filarów. Płytę polecam słuchać głośno, żeby basy mogły wybrzmieć w naszym brzuchu a Freediego mogli usłyszeć sąsiedzi.  Stan płyty i okładki doskonały.

QUEEN Hot Space

PŁYTA: NM, (NEAR MINT)
BLISKA IDEAŁOWI, BYŁA ODTWARZANA, ALE Z NAJWIĘKSZĄ DBAŁOŚCIĄ. MOŻE SIĘ POJAWIĆ ODCISK PALCA LUB "PAPIERÓWKA" BEZ WPŁYWU NA ODTWARZANIE.

OKŁADKA: NM, (NEAR MINT)
W STANIE BLISKIM IDEAŁOWI, WYJĘTA Z FOLI LECZ BEZ WIĘKSZYCH ŚLADÓW UŻYTKOWANIA. MOGĄ POJAWIĆ SIĘ MINIMALNE OTARCIA LUB ZAGIĘCIA NAROŻNIKÓW DO 5mm.

QUEEN Hot Space

Zdjęcia real. Płytę mogę sprzedać, ale nie taniej niż 222.00 zł

QUEEN Hot Space